Jeżeli tylko możesz to zjaw się na naszych spotkaniach osobiście, weź ze sobą rodzinę i nie zapomnij zawiadomić przyjaciół

2013-12-13 Wolna Grupa Bukowina


Nie można nie wspomnieć o tak doniosłym wydarzeniu pod Leśniczówkowym dachem, jakim był koncert Wolnej Grupy Bukowina. To zespól, który zna każdy, kto choć raz gdzieś tam przy ognisku wtulił się w krąg ciepła jak w kożuch, kto czując się światłem prowadzony, nieustannie szukał domu gitarą i piórem… - wydaje się, że starczyłoby tekstów WGB, aby opisać cały świat naszego wędrowania, naszej społeczności i wrażliwości. Można powiedzieć, że nasza znajomość i ukochanie piosenki nieobojętnej wzrastało przede wszystkim na ich poezji i muzyce, przecież wszyscyśmy trochę z Bellona. Nic też dziwnego, że na koncert w piątek przyszło milion ludzi  nawet nie po to, żeby posłuchać tych piosenek, bo znamy je na pamięć, ale by dotknąć legendy, by znaleźć się w samym centrum Krainy Łagodności, która tym razem próbowała się zmieścić w naszej chorzowskiej Leśniczówce.

A kiedy koncert się skończył i pojechała Grażynka, to nic się nie skończyło. Naszych dwóch przyjaciół bardów zostało z nami i śpiewanie popłynęło - takie, jakie kochamy ogromnie i jakim stoi nasze Markowe Granie. Niby od niechcenia, a na poziomie zapierającym dech, niby takie tam przypadkowo wyciągnięte z kieszeni piosenki, a tu perły same. I niby to koncert dla nas, a jasne jak słońce, że oni grać i śpiewać lubią i to, że przy okazji dają radość  słuchaczom, to tylko bardzo fortunny splot wydarzeń. I nawet nas to wszystko nie zdziwiło, bo takich już Wacka i Wojtka poznaliśmy.

 O poprzednim koncercie Wacka Juszczyszyna pisałam dwa lata temu. Potwierdzam wszystkie wyrażone wtedy zachwyty dla tego miłego człowieka i jego czarodziejskiej gitary.  Nie znudziłby mnie chyba jego pięciogodzinny koncert.

Kiedy na scenie z gitarą usiadł Wojtek, to kolejny raz wywołał we mnie to zadziwienie: jak to możliwe  jeden wyciszony człowiek, a tyle muzyki! Pamiętam, kiedy usłyszałam go pierwszy raz tak brzmiącego któregoś zimowego wieczoru 2011 roku. Do tamtej chwili byłam kategorycznie przeciwna wykonywaniu sentymentalnych pieśni Niemena przez kogokolwiek innego niż on sam . A kiedy usłyszałam Wojtka śpiewającego „Czas jak rzeka”, to zdało mi się, że ta piosenka i ta rzeka czekały na niego… I nawet „Kasztany”  czuły się w jego repertuarze jak u siebie. 

Dla takich zachwyceń i zadziwień, dla takiej atmosfery przychodzimy tutaj. I ośmielę się wyrazić wątpliwość, czy Markowe Granie powinno zapraszać  te największe „gwiazdy” piosenki w swoje, przecież nie z gumy, podwoje. Andrzej Sikorowski? Czy to nie on apelował kiedyś: „Nie przenoście nam stolicy do Leśniczówki”?

O WGB - przeczytasz tutaj