W cienistej dolinie
Andrzej Skupiński
Pan jest moim pasterzem, *
niczego mi nie braknie.
Pozwala mi leżeć *
na zielonych pastwiskach
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, *
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach *
przez wzgląd na swoją chwałę.
Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, *
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Kij Twój i laska pasterska *
są moją pociechą.
Stół dla mnie zastawiasz *
na oczach mych wrogów.
Namaszczasz mi głowę olejkiem, *
a kielich mój pełny po brzegi.
Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną *
przez wszystkie dni mego życia
i zamieszkam w domu Pana *
po najdłuższe czasy.
Ps 23 (22), 1-2a. 2b-3. 4. 5. 6
W cienistej dolinie zła się nie ulęknę,
Za rękę prowadzi mnie ktoś
A imię to jego ukryte i piękne,
Choć znany ogólnie to gość.
Cóż, uszy me ranią cymbały grzmiące,
Gdy perły rzucone przed wieprze,
To niby perfumy rozpylać na łące
I dawać idiocie na lepsze.
W cienistej dolinie piach mi myli kroki
W potokach wyschniętych na żwir.
Ni siać, ni zbierać, zapadać się w mroki,
Cień tkany w żałobny kir
Nie daje osłony, i złudnej ochłody
Jak okład lodowy na serce.
Jak ślubną obrączkę uronić do wody,
Jak gnój na z Lewantu kobiercu.
W cienistej dolinie smród mi płuca zwiera,
Zatruwa mi duszę na wskroś
I wściekłość gwałtownym przypływem się wzbiera,
Nadzieje mi mrozi na kość.
Choć światła kropelkę, choć kosmyk promienia,
By z cienia wynurzyć się wreszcie,
Na oddech niespieszny, na ulgę sumienia,
Wisienkę położyć na cieście.
Pan moim pasterzem i swym pastorałem
Zagania mi troski na stos.
Niech strawi je ogień płomiennym zapałem,
Niech w dym się obrócą i proch.
W cienistej dolinie niech stóp moich ślady
Przesłanie zapiszą dla młodzi,
Że cienie i blaski to oczka szarady,
To sak zarzucony z łodzi.
Cenimy dobro ponad wszystko i to w każdej postaci. Pragniemy go, wielbimy pod nieboskłon, tęsknimy za nim, o nim marzymy i śnimy. Nie istnieje dobro absolutne. Kształty ma wielorakie, smaki szczególne, acz różne, to skarb, który może nas czarować muzyką złotych harf lub cieszyć radosnym brzękiem drobnych miedziaków.
A zło – tępe, bezlitosne, bezwzględne, drapieżne, bolesne i tratujące w perzynę wszystko na swej drodze?! Czy to osobny, autonomiczny fenomen jako naturalny i jednoznaczny antagonista dobrego?!
Czarno – białe filmy zdarzały się kiedyś w hollywoodzkiej dream factory. Zatem, skąd się bierze ta destrukcyjna i wszechpotężna siła zła? Z zacnej słabości dobra! Każde zło jest spektakularne, widowiskowe, niewątpliwie atrakcyjne i pociągające, niezmiennie zniewala człowieka swym mrocznym urokiem. Mimo tego, że dobro potrafi zwyciężać, wszelkie zło nie za bardzo się tym przejmuje, ma to wliczone w koszta, kapitał swej ohydy posiada ogromny i stać go na niejedną przegraną.
Dobro i zło zatem są ściśle ze sobą powiązane, a jedno nie może istnieć bez drugiego. To sprawia, że z naszego życia, nawet w blasku najwyższej chwały nie znikną cienie. Istnieje bowiem taki cień szczególny, który snuje się za każdym z nas. Nie widzimy go i nie odczuwamy żadnymi innymi zmysłami jego obecności.
Ten niezniszczalny cień to nasze szczęście.
« poprzednia | następna » |
---|